sobota, 30 listopada 2013

Transformacja



 








W ruinie domu na pustych schodach
mieszkała kątem wspaniała oda.
Piękna wyniosła i ubarwiona.
Nieprzeczytana w żadnych salonach.
Dom podpalano, lecz się uchował.
Okna i wejścia ktoś zamurował.
Fronton stał dumnie w głównej ulicy.
Nie zarabiali kamienicznicy.
Nikt się nie dziwił i nikt nie pytał.
Los opuszczonych wielu dotykał
i chociaż piękne też mieli wnętrza,
nikt swego żalu nie chciał wywnętrzać.

Czas był już chłodny, jesienny, trudny.
Rynek był pełny ofert paskudnych,
podstępnych, pełnych krętactwa, lichwy.
Sięgano po nie. Skutek był przykry.
Przytulnie było w starej ruinie.
Oda rozparta jak w wielkim kinie
pieściła wzrokiem światła prześwitów.
Dumnie czekała swojego świtu.
Wciąż przekładała rymy i zwroty.
Nie miała przy tym wiele roboty.
Zaczęła w końcu siebie się wstydzić,
że chociaż piękna - nikt jej nie widzi.

Kiedyś wieczorem, gdy księżyc zaszedł
na zrujnowane weszła poddasze.
Dostrzegła wtedy, że coś się dzieje.
Wokół jest ciemno - ona jaśnieje
i bije od niej wspaniała łuna,
a każdy wyraz echem pioruna
grzmot wielki niesie w uśpionym mieście.
Wzniosła ramiona. Rzekła - Nareszcie!
Spostrzegł to również strażnik bankowy.
Natychmiast wcisnął kod alarmowy
i wkrótce znawców cała ekipa
zaczęła nocą tę odę czytać.

Ściągnięto wozy , wielką drabinę.
Pan prezes banku dumną miał minę,
że on ocalił skarb narodowy.
Zaraz mu pomysł przyszedł do głowy,
by odę wydać w tysiącach druków
i wiele było zgodnych pomruków,
że oczywiście... Jest wyjątkowa!
Kto ją dotychczas przed światem chował?!
Oda się wtedy nagle zmieniła
i od tej pory już bajką była,
jak każda inna opowieść prosta
i tylko morał w ruinie został.

"Dialog nie jest wyrzeczeniem"









"Dialog nie jest wyrzeczeniem". Szatan jest rozmowny.
Pewnie myśli sobie, że mnie... a ja niewygodny.
Pewność siebie? Czy już pycha pod maską skromności?
Co do rozmów nas popycha? Droga do nicości?

"Dialog nie jest ustąpieniem."- Przyzwoleniem bywa.
Teraz to się dyplomacją po prostu nazywa.
To dyskusja bezskuteczna. Nikt zdania nie zmieni.
Po co więc jest ta rozmowa? Krok w krainę cieni.

Rozmowa miała być krótka. Tak.Tak i Nie! Nie.
Pod oczami już obwódka. Rozmawiać się chce.
Zrodzi się publicystyka na temat rozmowy.
Kontaktów się nie unika, gdy kręgosłup zdrowy.

Coś się jednak posiać może. Jakieś przytaknięcie.
Coś takiego: Tyś jest księciem i ja jestem księciem.
Czy w wierze i moralności nic się dziś nie zmienia?
Rozmawiają. Coś świat ciągnie w stronę księcia cienia.

Może to jest na pustymi kuszenie szatana,
lecz pozycja adwersarzy nie jest taka sama
i przydałoby się chyba archanielskie wsparcie
zamiast tej pewności siebie, od razu na starcie.




 

To już Adwent




 








To już Adwent, a tak męczą bluźnierstwami.
My czekamy i pragniemy wyciszenia.
Nie możemy skupić się w ciszy myślami,
obrzucani wysypem schamienia.

Swoją podłość w naukę ubrali.
Prowokację w prośbę wielce uniżoną.
Oni za nas będą się upominali.
Będą drwili za poprawności zasłoną.

To już Adwent, ale w sejmie kołowrotek
nowych ustaw i projektów z piekła rodem.
Spada na nas nowy kłopot za kłopotem
Pomiatają już zupełnie mym narodem.

Profanację nazywają już kulturą,
a zdziczenie - nowymi normami.
Za postacią z pokorną posturą
stoi demon i wygraża nam widłami.

To już Adwent, ale prasa nie odpuszcza.
Telewizje rozszalały się obrazem.
Dyskutuje pseudonaukowa tłuszcza
jak obrazą nie nazywać zła zarazę.

Trudno oczy pozamykać, zatkać uszy.
Trudno odciąć całkowicie się od świata.
Modlimy się: Przywróć Panie spokój duszy.
Coraz bardziej nie chcemy się ze złem bratać.

piątek, 29 listopada 2013

Gender



 








Na lekcjach seksualności
wkrótce będą już dorośli
pokazywać małym dzieciom
którędy bociany lecą
i dziewczynki jak lilijki
dowiedzą się od lesbijki
jak gniazdko boćkom umościć.
Ileż będzie z tym radości
zanim nie osiągną wprawy.
Świat dorosłych jest ciekawy,
ale także niebezpieczny.
Teraz każdy chłopczyk grzeczny
po pokazu kilku chwilach
już rozpozna pedofila,
masturbanta, sodomitę.
Wszystko zostanie odkryte.
W domu będą ćwiczyć sami,
a na zajęciach parami.
Najzdolniejsze z nich rodzynki
cieszyć będą się z jedynki.
Jeśli im postawią pałę.
Znaczy, że były wspaniałe.
Spokojni będą rodzice,
że nie uczą już ulice,
ale ludzie doświadczeni.
Przez Platformę wyznaczeni.

Czas już przestać diabłu służyć!



 





Sprzeciw nasz ma różne formy,
lecz dla Sejmu i Platformy
wielkie marsze to za mało!
Petycji się nie uznało!
Na nic podpisów miliony!
Każdy sprzeciw - odrzucony!
Spadek poparcia to drobiazg.
Opozycja - moherowa!
Rodzic nie ma nic do dzieci!
Protestuj - z pracy wylecisz!
Zgromadzenia - zabronione.
Kontrolują twoją stronę
w internecie.
Idiotyzmy, które w świecie
są już prawem -
pchają w sejmową ustawę.
Demoralizują dzieci.
Ludzi traktują jak śmieci
pozbawione wszelkich praw!
Wysyłają nas na szczaw.
Kalają nasze świętości!
Dziwią się skąd tyle złości
pisząc listy do papieża.
Policjanta i żołnierza
wysyłają na nas z pałą!

Opór jest... lecz to za mało,
bo osiągnęliśmy zero!
Czas potrząsnąć całą sferą
rozbestwionej pychą władzy.

Dalej, najgorsze wyrazy
musiałbym w tym wierszu użyć!

Czas już przestać diabłu służyć.
Oprócz codziennej modlitwy
staczać też realne bitwy
odrzucenia i odmowy
ruchem wspólnym - narodowym!
A jeżeli sił nam brak.
Usiąść w necie pisać tak:

Sprzeciw nasz ma różne formy,
lecz dla Sejmu i Platformy...
I tak dalej  i t d...
Człowiek czyta. Człowiek wie!
Tyle jego, co napisze.
Kto jest za?
Sprzeciw?
Nie słyszę!

Idąc do powstania




 






Car zakazał masonerii. Znać szkocki ryt woli.
Wzmacniał carstwo i Wschodowi rządzić nie pozwolił.
Na to młodzi zbuntowani poszli do powstania.
Historia kołem się toczy i prawdy odsłania.

Rosja zawsze proangielska. W imperium lóż niema.
Czy uderzy na swojego? - Zakazany temat.
Lud podziałów nie rozumie. Nikt mu nic nie powie.
Zabija carat masona? - Nie mieści się w głowie!

A to polska była loża i patriotyczna
i historia narodowa, bohaterska, śliczna.
O wolności, o narodzie, przeciw zniewoleniu.
Cień francuskiej rewolucji leżał na sumieniu.

Historia kołem się toczy i prawdy odsłania.
Komu współczuć? Kogo chwalić, a komu się kłaniać?
Temat tajemnicą nie jest. O tym się nie mówi.
Władza, sekta, tajny związek mogą ludzi zgubić.

Ludzie chodzą na mogiły, zapalają znicze.
Bohaterskie chwalą czyny. Wodza czczą oblicze.
Były polskie, narodowe, a jednak nie tylko,
bo ich myśli wolnościowe były tylko chwilką.

Tylko hasłem na sztandarach - "Za naszą i waszą...",
a cienie tej gilotyny do dzisiaj nas straszą.
Znów roszada w Europie. Walka o narody.
Idąc teraz do Powstania - warto znać powody!

Polecony



 











Dzwonek. Kto tam? - Doręczyciel przesyłki pocztowej!
Szukam pani Popielcowej z ulicy Środkowej.
W naszym domu mieszka tylko pani Popiołkowa.
Z domu była Potęczowska. Może o niej mowa?
Może o niej. List jest z Rzymu. Pieczęć Watykanu.
Na kopercie jest dopisek: - "Nie oddawać Panu!".
A ta pani Popiołowa kiedy z pracy wróci?
Nie wiem. Poszła po ratunek. Z mostu chce się rzucić!
O pomoc i zmiłowanie wielkie prośby słała.
Odpowiedzi wciąż nie było. Na próżno czekała.

czwartek, 28 listopada 2013

Podpis pod skargą?



 








Krzyże wynieśli. Niszczą figurki.
Rzucają świństwem w obrazy.
Widząc modlących wyjmują siurki.
Nie mamy do nich urazy.
Ojca Świętego proszą o wsparcie,
o tęcze przed kościołami.
Z obrzędów czynią spędy jarmarczne.
Kto im pozwala? - My sami.
My miłosierni. Nadstaw policzek.
Skargę do urzędu napisz!
Wiele jest metod - ślepych uliczek.
Pod prąd płyń, jeśli potrafisz.
Komuna pisze w kościelnej prasie.
Kolaborują biskupi.
Z demonem także rozmawiać da się!
Hierarcha trochę się upił!
Księżowskie dzieci chcą alimentów.
Metropolici nagrody.
Wciąż dyskutują. Brak argumentów.
Na każdym kroku przeszkody.
Nie mogę patrzeć! Tak wiele cudów,
a teraz stoi bez głowy.
Moja Madonna. Świat pełen brudów
żąda ode mnie ugody?
Błogosławiony Księże Prymasie!
Też miałeś swych "patriotów".
Czy wciąż cierpliwość utrzymać da się?
Czy mam być na wszystko gotów?
Brakło oliwy. Po jednej świecy
palono wówczas w świątyni,
a kto ich dzisiaj zechce oświecić:
Nie jesteśmy gorsi i inni!!!
Każą z pokorą obelgi znosić.
Za wszelki sprzeciw nas karzą.
A czy nas zechcą chociaż przeprosić
 i co zrobili z Jej twarzą?

Listy




 






Nielekko Rzeczpospolitej było tego roku.
Dzikie Pola mgłą zakryte z zimą wraca spokój.
Sicz zapadła po chutorach i paktować nie chce.
Powracają regimenty. Opuszczone ręce.

Chorągwie już rozwiązane. Do zaścianków spieszą.
Szykuj miła miód na ranę. Niech się oczy cieszą.
Kilku naszych poszło w jasyr. Kilku dręczą sądy.
Żołd rozkradli. Takie czasy. Na nic nie ma mądrych.

Stało w polu zbrojnych mrowie. Wszędzie, gdzie wzrok sięgał.
Wrócę. Wszystko ci opowiem. Żal - próżna mitręga.
Kłócić już się tylko będą jakich wysłać posłów.
Nadchodzi czas rozmyślania, modłów oraz postów.

Nielekko było, nielekko, ale wciąż w granicach.
Zostały jeszcze załogi z pieśnią po stanicach.
Ja ikonę świętą wiozę do naszego domu.
Umyślnego puszczam przodem. Pacierzem mnie wspomóż.

środa, 27 listopada 2013

Izba



 













Podała wczorajsza prasa,
że poseł, ten bez k...
na własną, wyraźną prośbę
ogłosił:- Jest mi z tym dobrze!
Nie znoszę jednak podziału!
Ten się rysuje pomału,
a nieraz nawet rozchodzi.
Jest ważne, by ludzie młodzi
różnicy żadnej nie mieli.
I wszyscy mu przyklasnęli.
Mówiono już o potrzebie.
Nie chcieli zacząć od siebie,
a zgodna sejmowa wola
orzekła, że od przedszkola!
Pani minister zawrzała:
Przedszkole i szkoła cała!
Kościoły oraz wyznania!
Głosujmy już bez szemrania!
Zrobiło się niebezpiecznie.
Padł wniosek: -Trzeba koniecznie,
wesprzeć się chociaż sondażem.
Cień padł na poselskie twarze
i żeby nie było scysji
złożono druk do komisji.
Wyciekła plotka do prasy:
Obcinać chcą! Takie czasy.
Podobno w kasach kłopoty
mają już działy "Odloty".
Mogą przywrócić szlabany,
bo projekt jest rozważany.

Wypławek (Dendrocoelum lacteum)



 







Wypłynął maleńki skrawek.
Pytano: - Cóż to? Wypławek?
Otrzymał na imię Sławek.
Zdarzenie było ciekawe.

Pytano się: - Czy bezpański
i czym się różni od gdańskich?
Wyglądał jak wielkopański.
Wypławek. Mały. Odrzański.

Wypławki - stwory drapieżne
zajmują wody przybrzeżne.
Lubią podpływać pod plaże.
Czasem się któryś pokaże.

Ten, dziwny był z cyferblatem.
Wypalił się chyba latem
rysunek jakby wskazówek.
Oryginał! Żadnych podróbek!

Spotkał się zaraz z zarzutem:
To było chyba uknute
i przypłynęło z daleka!
Z wypławka robią człowieka!

Czekamy. Co z tego będzie?
W pewnym wysokim urzędzie
ktoś wziął już sprawę w swe ręce.
Odmieńców może być więcej!

Żądano: - Kawę na ławę!
Wspierano: -Trzymaj się Sławek!
Pytano: - Kto zje tę żabę,
a przecież to był wypławek!
 

Rekolekcja



 








Pranie mózgów społeczeństwu
dorównuje już szaleństwu piekła.
Propaganda wściekła
i tak zwane nauki społeczne
stały się już niebezpieczne
dla życia i zdrowia.
Wiemy, że to tylko zmowa
i pseudonauka.
Prawdy nie chcą szukać.
Pytać: - Kto to czyni?
Myślimy - Kretyni?
Nie! - Wybitne głowy
i Porządek Nowy!
Zwykła gra na bessie
i zysk w interesie.
Odwrócenie trendu
wiecznego rozpędu,
na wieczysty spadek!
Kryzys - nie przypadek,
lecz zmiana biegunów!
Zaczynają od rozumów
ludzkiej szarej masy.
Potem - szczaw i nasyp.
Potem rekonstrukcja.
Zniszczenie, destrukcja
i depopulacja.
Stoi za tym racja:
"Dla wszystkich nie starcza!"
Wypada z rąk tarcza.
Ludzie się nie bronią.
Wyciągniętą dłonią
szukasz ocalenia.
Idą Święta - dla nich Dziękczynienia -
a dla nas - Betlejem.
Chowamy nadzieję,
że przetrwać się uda.
Prawda - czy obłuda
zdominuje Ziemię?

Pójdę do Jezusa.
Lubię nasze Boże Narodzenie.

Koszmar



 







Noc ciemna długa.
Godzina druga.
Księżyc jak mała szczelinka.
Lód siadł na szybach.
Sen się urywa.
W poduszkach chrapie rodzinka.

On spać nie może.
Nie było gorzej.
Cały mu naród złorzeczy.
Spocona głowa.
Biegł. Chciał się schować.
Ktoś z mieczem stanął naprzeciw.

Smukły. Wysoki.
Głosem głębokim
jakby spod nawy w kościele.
Chciał się przekonać.
Spytał: -Tyś Donald?
Przejechał wzrokiem po ciele.

Goryl pod drzwiami.
Szurnął nogami.
Zapytał: - Wszystko w porządku?
Szczęka się trzęsie.
Wzrok jeszcze we śnie,
a pamięć szuka początku.

Miałem z nim kłopot.
Potem był Sopot,
a potem szef kancelarii.
Gubi się w wątkach.
Potem Zielonka.
Niepewni byli i marni.

Zapalił światło.
Lico pobladło.
To tylko nocne koszmary.
Światło księżyca.
Pusta ulica.
Świetliste ostrze ze szpary.

Noc ciemna długa.
Godzina druga.
Księżyc jak w niebie szczelina.
Jeszcze się boi.
W kącie ktoś stoi?
Znowu się chyba zaczyna...

Dziś prawdziwych... już nie ma!




 









Bojownicy poszli do partii,
lub pod skrzydła przeciwnej strony.
Podkupieni są jak umarli.
Facebook obraz ma odmieniony.

Blogosfera jest na etatach.
Za granicą książki sprzedaje.
Ludzie teraz się modlą na czatach.
Rykowisko oliwnym jest gajem.

Walczą już komitety wyborcze.
Wynajęte agencje reklamy.
Obraz zmienił się całkiem na gorsze.
Trudno poznać już teraz nas samych.

Konik został już ujeżdżony
i posłusznie przyjmuje wędzidło.
Poznikały ciekawe strony.
Ludziom spierać się z władzą obrzydło.

Wszystko zmilkło spokojnie po cichu
akceptując narzucone normy.
Został tylko ten Miro i Zdzichu
oraz ci odstawieni z Platformy.

Kilku tych niewzruszonych - niezłomnych.
Takich jak hartowana już stal.
Pewnych racji swych wiekopomnych,
a Duch przygasł i odpłynął w dal.

Dobrych mamy fachowców medialnych.
Potrafili jak nigdzie na świecie
zamknąć usta nie całkiem normalnym.
Zaprowadzić ład w internecie.

Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma.
Pieróg w ustach i oczy ze szkła.
Żegna ich ten kulawy poemat.
Myśl żałosna w przestworza gdzieś gna.

wtorek, 26 listopada 2013

Miałeś...



 








Miałeś chamie w ręku bat.
Wyrywałeś zęby krat,
lecz obrosłeś w piórka.
Śni ci się powtórka.
Nawet sznur ci złodziej skradł.





Gra. Licytacja. Krypto-odwrotka



 









Czy na dobre? Czy na zgubę?
Ktoś wystawia nas na próbę.
Całkowicie nam odmienia
historyczne doświadczenia.

Cóż to by się kiedyś stało,
gdyby tak się nie udało?
A Polska byłaby jaka?
Bez maja? Poniatoszczaka?

Nie byłoby portów, floty.
W sejmie targi i kłopoty.
Przemysłu, Stalowej Woli.
Taniec trwałby wciąż chocholi.
Patriotyzm byłby błędem.
Nikt nie nazwałby rozpędem
ani odbudową kraju
tylko utratą zwyczaju,
całe to dwudziestolecie.

Tak się jakoś dziwnie plecie,
że poszliśmy inną drogą.
Porównywać wszyscy mogą,
co w przeciwną idzie stronę.
Budowane, czy tracone?

Byłby zamach drugiej strony?
Kraj zostałby pozbawiony
okna na świat i Bałtyku.
Sejm rozsadzałby huk krzyków.
Wojsko byłoby bezbronne.
Oddzwaniano by podzwonne
dla przemysłu i pieniądza.
Niszczyłaby władzy żądza
to co zwiemy dobrem kraju...
gdyby źle coś poszło w maju.

Czasem myśl wpada do głowy:
Gdyby zamach ten majowy
na kwietniowy ktoś zamienił -
moglibyśmy być zdziwieni!
Czy na dobre? Czy na zgubę,
ktoś wystawia nas na próbę?
Całkowicie nam odmienia
historyczne doświadczenia,
lecz jest teraz dziwny czas.
Światem rządzi Goldman-Sachs.

Winni młodzi!



 








Jedni mówią: - Niezgłoszona darowizna.
Drudzy mówią: - to podatek, tysiąc złotych.
To jest odwet i przykrywka - inny przyzna.
To ich kłopot na nasze kłopoty.

A najgorsi są ci młodzi, bo wypili,
a wiadomo w co się bawią po gorzale.
Tylko wstydu całej Polsce narobili.
Politycy muszą zawsze chodzić w chwale.

Taki poseł chyba dużo dziś zarabia,
a pożyczać po rodzinie biedak musi.
Brak pieniędzy najwyraźniej go osłabia,
a frasunek go czasami drinkiem skusi.

A najgorsi są ci młodzi, bo wypili.
To już widać. Nie ma klasy. Deprawacja!
W ministerstwach może trochę przepłacili,
błąd naprawi reorganizacja!

Pan generał przed przetargiem list napisał
z pozdrowieniem, przyjacielski, grzecznościowy.
Jakiś baron gdzieś zegarkiem się popisał.
Wzrosła prędkość pojazdów szynowych.

A najgorsi są ci młodzi, bo wypili.
Patrzcie jak dziś się obchodzi osiemnastki!
Myśmy także przecież kiedyś młodzi byli,
lecz kibole nie dostąpią żadnej łaski.

Wszystkie służby są na baczność postawione.
Dziwne śmierci, przesunięcia, odwołania.
Premier twierdzi - Wszystko będzie wyjaśnione!
Winni młodzi! Nie mam nic już do dodania.
 

poniedziałek, 25 listopada 2013

Miedzy pasją z życiem




 





Między pasją a pasją na myślenie za ciasno.
To jest świat, którym rządzą odruchy.
Nikt nie myśli: Jak mądrzej? Liczy się tylko - Dobrze?
Chwilo trwaj! Przeżyć daj! Lód jest kruchy.

Nieistotne są cienie. Ważne tylko wcielenie.
Coraz szybciej się myślą zagłębiasz.
Potem chwila ciemności i "Oda do Radości",
która zmienia jastrzębia w gołębia.

Między pasją a życiem czas na nowe odkrycie
ogranicza rozsądne wybory.
Decyzja - krótka chwila. Trzepot skrzydeł motyla.
Życie pisze kolejne "Love story".

Nieistotne są cienie. Ważne tylko wcielenie.
Coraz szybciej się myślą zagłębiasz.
Potem chwila ciemności i "Oda do Radości",
która zmienia jastrzębia w gołębia.

Między życiem a życiem każde takie przeżycie
wprawia w drżenie dalekie kosmosy.
Wibracja pasje tworzy. Ktoś paluszek przyłoży.
Fala wraca i nigdy jej dosyć.

Wstręt



 














Wszystko trwało krótką chwilę,
jakby się posypał żwirek
idiotycznie śmiesznych słów.
Zrozumiałem, będę znów
w deszczu dawnej propagandy
i uśmieszki starej bandy
muszę znosić bez gadania.

Dłużą się chwile czekania
na najmniejszą choćby zmianę.
Wszystkie karty są już znane
i odkryte przed rozdaniem.
Wstręt się zrodził przed śniadaniem
do przeglądu informacji.
Chciałeś bracie demokracji,
to ją masz w krzywym zwierciadle.

Poczułem ten wstręt na gardle
widząc już w Unii Vincenta.
System na dawnych przekrętach
przepycha starych masonów.
Włażą do każdego domu.
Wylewają się z ekranów.
Ty akceptuj rasę panów.
Nie masz żadnego wyboru.

Nie udasz się do doktorów,
ani do nauczycieli.
Po prawników nie ośmielisz się
też sięgać. Jakakolwiek twa mitręga
zdaje się jak psu na budę.
Każda zmiana będzie cudem.
Ich jest premier, prezydent.
Tobie został tylko wstręt.

niedziela, 24 listopada 2013

Poniedziałkowi



 










A w poniedziałek - do normalności.
Do przepychanek, głosowań, złości.
Do zmiany miejsca i niemożności.
Wracamy wszyscy do codzienności.
Wstać trzeba wcześnie. Trudno dojechać.
Trzeba się szybko uczyć uśmiechać
do niedostatku i do zarządców.
Do niezmienności też koniec w końcu.

Będziemy wszyscy myśleć o zimie.
Okres zakupów szybko przeminie,
potem świąteczne przyjdą życzenia.
Mogło być gorzej. Będziemy zmieniać,
lecz w przyszłym roku. Na wiosnę, w maju,
kiedy socjałów przegnamy z raju,
gdy nam pozwolą w twarzach przebierać.
Jeżeli będzie z czego wybierać.

A jeśli zmienią nam ordynację -
ponarzekamy na demokrację,
a oni już się wybiorą sami.
My już będziemy też nie ci sami,
ale troszeczkę bardziej przygięci.
Ktoś garnki lepi. Przecież nie święci,
tylko my sami - poniedziałkowi.
Panie błogosław swemu ludowi.

Partyjniaki i ich haki













Pan naczelnik Kuropatkin
chętnie wsadzałby za kratki
opozycję wszelkiej maści.
Dlatego też trzymał w garści
szefostwo wydawnictw prasy.
Pamiętał wciąż dawne czasy
komitetów, dywaników,
gdzie stanowczo i bez krzyku
wydawano polecenia.
Świat się trochę już pozmieniał,
ale jego partia nowa
wiedziała, co znaczy głowa
zwana teraz superwajzer.
Nazwa nowa - dawny bajzel!
Można było, jak przed laty.
Skazywać, wsadzać za kraty,
gdy wykryło się aferę.
Pan naczelnik śledził sferę
szczególnych kolekcjonerów,
datków, zegarków, orderów
i podarków od rodziny.
Doszukiwał się przyczyny
niesięgania do kredytu.
Miał możliwość audytu
oraz śledczych dziennikarzy.
Orientował się po twarzy,
który z nich wywąchał ślad.
Potknął się, lub na coś wpadł.
Rozkręcał wtedy maszynkę.
Nie działano w pojedynkę,
ale już na kilku łamach
wiadomość jedna - ta sama
wybuchała jak cholera.
Jest afera! Jest afera!
Miliarder, hotel, meduzy.
Kolec, bolec. Ktoś się wzburzył.
Było głośno na bankiecie.
Zachowanie takie w świecie
nie przystoi patriotom.
Naczelnik nie był idiotą,
lecz wytrawnym lisem starym.
Znał reakcje i zamiary
i przeróżne darowizny
i jeżowce i mielizny.
Wszystkim pytanie postawił:
Za czyje ten ktoś się bawił
i dlaczego nie docenił?
Potem nazwiska wymienił
z podkreśleniem sprawców głównych.
Myślał - To ich gwóźdź do trumny.
Cieszył się. Ręce zacierał.
Nagle dzwonek. Drzwi otwiera.
Widzi maski - C.B.A !!!
Gdzie pan sto tysięcy ma???
Dalszy los Kuropatkina
mógłby być komedią z kina,
ale został wierszem śmiesznym.
Partyjny nie jest bezgrzesznym!

Husaria - obrońcy Rzymu



 






Oni tacy, bez ról skłonni do wszystkiego.
My obrońcy twoi Rzymie. Siła złego,
barbarzyńska prze na ciebie ze wszech stron.
My - husaria. Woła nas Zygmunta Dzwon.

My - skrzydlaci. Z białej mgły się wyłonimy.
Uderzymy. Pogonimy. Zwyciężymy!
My - królewscy. Jasnogórscy od Maryji.
Gdy rozkaże - przygnieciemy łeb bestyji.

Oni tacy, bez ról skłonni do rozmowy.
Z machinami machinacji podstołowych
i pod skałą, pod opoką drążą minę.
Chcą zawładnąć narodami. Rządzić Rzymem.

My - skrzydlaci. Z białej mgły się wyłonimy.
Uderzymy. Pogonimy. Zwyciężymy!
My - królewscy. Jasnogórscy od Maryji.
Gdy rozkaże - przygnieciemy łeb bestyji.

Na Górze Oliwnej



 








Benedykcie! Na Oliwnej jesteś Górze,
a świat przestał się za Ciebie chórem modlić.
Pan na pewno Ci powiedział: - Mogłeś dłużej!
Wie, że ludzie są zwyczajni. Często podli.

Czy zapytał cię o list Twój do Warszawy,
gdy być może, chciał wystawić Cię na próbę?
Benedykcie! Pan na pewno jest łaskawy.
Zapomnienie nie oznacza przecież zgubę!

Miłosierdzie - serc współczucie masz na zawsze,
a papieżem się czasami tylko bywa.
Doświadczenie od nauki jest ciekawsze.
Teraz umiesz wiele rzeczy ponazywać.

My - owieczki. Iść musimy za pasterzem
pamiętaniem swych odruchów naznaczeni.
Coraz mocniej powtarzamy sobie - Wierzę!!!
A Oliwna Góra ciągle jest na ziemi.

Znów na niebie pokazała się kometa.
Będzie świecić światu w Boże Narodzenie.
Tyś nam drogę w niepewności jednak przetarł.
My mówimy, gdyś się skazał na milczenie.
 

sobota, 23 listopada 2013

Stara piosenka



 




Być może inni są dziś na haju
i w podatkowym spijają raju
nektar przelewów na swoje konta.
Może nie wiemy, jak świat wygląda
zza szyb Carrery albo Maybacha.
Nasza jest tylko mgiełka na dachach
i łysy księżyc w oknie Grochowa.
Otwarte okno.
Przy głowie głowa.
Ta stara płyta - "Windą do nieba".
Gdzieś są fortuny i inne nieba.
Nasze jest dla nas, dzisiaj radością.
"Windą do nieba"-
tak niezbyt głośno,
jedziemy patrząc w światła Warszawy.
Noc nam zakryła dzień nieciekawy.
W twarze dmuchnęła powiewem szczęścia.
Nie może równać się z nami szczęściarz,
ani polityk,
ani posiadacz.
Nocka jest ciepła i mgła osiada,
a ty masz taką gorącą rękę.
Wsłuchał się Grochów w starą piosenkę.
Nie oderwały się już spojrzenia.
Nie chcę się z nikim
równać,
zamieniać.

Kwiat




 







Ostra czerwona czapeczka jak pelargonia na głowie.
Krótka żółciutka kurteczka. Siedzi na chodniku - człowiek.
Trudne bywają powroty. Ciągną się długo imprezy.
Nie odprowadzą człowieczka, a trzeba wrócić i przeżyć.

Kałuże takie są zimne. Mgła lepka. Północ minęła.
Nie można wstać. To przedziwne. Tak ładnie się uśmiechnęła.
Szczupła. Młodziutka. Wysoka. Pierwsza modelka z wybiegu.
Na medal! Na każdy pokaz. Ująłem lekko za przegub.

A smutek spadł na mnie wielki, jakbym anioła podnosił.
Te w oczach żalu kropelki. Splątane słowa przeprosin.
Refleksji żadnej i tylko ciążące wciąż zamyślenie.
Ostatnia z tych pelargonii zrzuciła kwiat swój na ziemię. 

Od kuchni



 








Przedwczoraj, późnym wieczorem
pan Krzysio został aktorem.
Otrzymał rolę w serialu.
Otworzył konto dla szmalu.

Aktora chciała reklama,
a gaża w niej nie ta sama.
Słów kilka powie w migawce,
w plenerze, w parku na ławce.

Na ławce tej sypia gość
o którym mówiono - Ktoś!
Pisarzem był. Dziś jest chory.
Powieści pisze historyk.

Historię tworzy dziennikarz.
Gazeta już go unika.
Blogerkę dziś zatrudniła.
Blogerka kucharką była.

Wietnamczyk stanął przy garnkach.
W patelni jedna jest skwarka.
Nikt nie wie, właściwie z czego.
Panuje kult zamiennego.

Pan Krzysio znalazł coś w porę.
Zdążył, a późnym wieczorem
otrzymał rolę w serialu:
"Innowacyjni dla szmalu".
 

Wyblakł szminek róż


















Opuszczona garsoniera
nowych wrażeń już nie zbiera.
Czas wspomnienia powycierał.
Wyblakł szminek róż.
Kiedyś, tutaj, szły pod nóż
całe stada niewiniątek.
Na pamiątkach osiadł kurz.
Zapomniany to zakątek.

Na przygarbione poddasza
nikt nikogo nie zaprasza.
Już nie słychać - Dobra nasza! -
w przebudzeniach zórz.
Nie ma dobrych wróżb.
Zapomniana subkultura.
Wyblakł szminek róż.
Czasem się przypomni która.

Wtedy pokoik jaśnieje.
Powracają stare dzieje,
a świat się do wspomnień śmieje
jak odkrywca złóż.
Spokojnie, bez burz
przekłada się fotografie.
Wyblakł szminek róż.
Kocur na kanapie chrapie.

Jesień przyszła, cóż...

piątek, 22 listopada 2013

Prześmiewcy




 










Kim jesteś prześmiewco? Jakiej mocy służysz,
gdy pragniesz pogrążyć człowieka prawego?
Pokaż swoje lico. Żartu pragniesz użyć.
Pod maską ironii sprowadzić do złego.

Próżne twe zamiary. Wzrok cię czujny bada.
Ogląda twe płuca, serce i jelita
i skorupę która okrywa cię gada.
Już cię nie ochroni wywieszka "Elita".

Skąd ten cynizm łotra i frankfurcki zapach?
Skąd kaptur na głowie i przebranie mnicha?
Mistrz cię już usidlił i za ogon złapał.
Spoił marnym żartem. Zgubiła cię pycha!

Już się nie ukryjesz w podbrzuszu Satyra
i nie wciśniesz cały do koziego rogu.
Znaczy cię już każdy napisany wyraz.
Chcesz zniszczyć człowieka, a ubliżasz Bogu!

To czekanie



 















Jeszcze tylko powstańcze wspomnienia.
Jeszcze tylko pod Stoczkiem armaty
i już nastrój się będzie zmieniał
na świąteczny, dostojny, bogaty.

Ja tak lubię Boże Narodzenie.
To czekanie, a potem radość,
gdy się zmienia na wszystko spojrzenie,
a już każdy polityki ma dość.

Jeszcze tylko Olszynka Grochowska,
Wawer, Dobre i Białołęka.
Potem już zapomnimy o troskach.
Z propagandą się skończy udręka.

Ja tak lubię Boże Narodzenie.
To czekanie, a potem radość,
gdy się zmienia na wszystko spojrzenie,
a już każdy polityki ma dość.

Jeszcze spiski na Podchorążych.
Z Belwederu w przebraniu ucieczka
i będziemy spokojni i mądrzy.
Wszyscy w świetle małego żłóbeczka.

Ja tak lubię Boże Narodzenie.
To czekanie, a potem radość,
gdy się zmienia na wszystko spojrzenie,
a już każdy polityki ma dość.

Przenicowani



 














Odwrócone bieguny,
estetyka, rozumy.
Wywleczone na drugą stronę.
Wszystkim dziś są jednostki,
a nie liczą się tłumy.
Zło i dobro wartością zmienione.
Brzydkie stało się piękne.
Święte ma być wyklęte,
a przekleństwo jest poprawnością.
Otwieramy zamknięte.
Zamykamy dostępne.
Oswajamy się co dzień z podłością.
Bezmyślność. Puste brzuchy
przywracają odruchy
utracone w przeszłości - zwierzęce.
Są nadludzie i goje.
Wszystko staje się twoje,
jeśli tylko wpada ci w ręce.
Zasadą - Nie mieć zasad!
Prawo ma, kto cię napadł!
Sam zapragniesz być niewolnikiem.
Domem twym goła ziemia.
Demon jest, czy go nie ma?
Musisz cieszyć się każdym wynikiem.
Rzeczywistość to tło.
Wybieraj mniejsze zło,
bo na dobro już nie masz szansy.
Okres spłaty daleki.
Zadłużonych na wieki
bat i pała nauczą tańczyć.

Wartości odwrócone.
Wszystko to przesadzone?
Ta się tobie wciąż jeszcze wydaje?
Już kultura, nauka
wyjścia przestały szukać.
Znasz je , jednak wybierasz rozstaje.



czwartek, 21 listopada 2013

Na Luton



 





Odszukam cię w świecie. Twój adres odnajdę
i wyślę za tobą list gończy.
Być może na wyspach zakłócę ci frajdę.
Włóczęga się twoja zakończy.

Nie będziesz się kłócić i zmywak porzucisz.
Plecaczek już sam ci spakuję
i z wesołą nutą zawiozę na Luton.
Od dzisiaj, już tu - nie pracujesz!

Odnajdę cię w świecie - w Googlach na tablecie.
Internet mi miejsce pokaże.
Skończy się atrakcja, gdy lokalizacja
miraże ci z głowy wymaże.

Nie będziesz się spierać, z fartuszka przebierać.
Wiem dobrze jak zmywak smakuje.
Z radosną cię nutą zawiozę na Luton.
Jak kocham cię? - mocno odczujesz.

Już dziś dżi-pi-esy wskazują adresy.
Satelita wszystko namierzy.
Ty będziesz przy garach, a ja się postaram.
Zobaczysz mnie - wtedy uwierzysz!

I będzie dość zabaw. Porzucisz araba
i nawet nie zaprotestuje.
Już myśl mam uknutą - zawiozę na Luton!
Już lecę! Samolot startuje!

Trudno tak



 








Remont.
Wietrzenie.
Zmiana obstawy.
Poczucie nieprzydatności,
a dla niektórych - zejście na ziemię
i powrót do normalności.

Trudno tak
bilety kupić powrotne.
Bagaż nieść,
gdy jesień siąpi za oknem.
I jeszcze te -
spojrzenia ludzi okropne.
Uśmieszki. Teść.
Jak wszystko znieść?
Plany bywają ulotne.

Klucze od biurka.
Laptop. Komórka.
Nikt nie podaje płaszczyka?
Wóz. Zmiana szkoły.
Znowu w te doły.
Powrót do życia rolnika.

Trudno tak
bilety kupić powrotne.
Znowu się gnieść.
Spojrzenia ludzi okropne.
Gmina. Wieś.
Chałupy w polu samotne.
Uśmieszki. Teść.
Jak wszystko znieść?
Plany bywają ulotne.

Wywiad dla prasy?
Już nie te czasy.
Nikt o nic nie chce zapytać.
Bilecik. Nasyp.
Gość drugiej klasy.
Nastawnia przekładnią zgrzyta.

Trudno tak
bilety kupić powrotne.
Czeka teść.
Migają słupy za oknem.
Życia treść
deszcz rozmazuje na szybie.
Ręka. - Cześć!
Krótko się żyło prawdziwie.

środa, 20 listopada 2013

Polka andrusowska - Lu! Wincenty!



 







Lu! Wincenty! Zrób dwa razy pa.
Grają polkie andrusowskie.
Lu! Wincenty! Zatańczyć się da.
Nie było kłopotu z wnioskiem.

Na wszystko jest dobra polka.
Lepsza od niej monopolka,
lecz przy Bolkach - niech ją kolka...

Lu! Wincenty! Zrób dwa razy pa.
Nie dasz rady przy oberku.
Lu! Wincenty! Skończyła się gra.
Dokończysz u Bilderbergów.

Na wszystko jest dobra polka.
Lepsza od niej monopolka,
lecz przy Bolkach - niech ją kolka...

Lu! Wincenty! Zrób dwa razy pa.
Wszyscy teraz czują mojrę.
Lu! Wincenty! Popłoch dobrze gna.
Zanosi się na dintojrę!

Na wszystko jest dobra polka...

Był teatr




 








Był teatr. Stary, wiekowy jak pantalony Heleny.
Nad sztuką wciąż pochylony, pilnował perfekcji sceny.
Świat zmieniał się bardzo szybko. Staruszek bardzo powoli,
chociaż potrafił zaskoczyć, a nawet czasem swawolił.

Spokojne miał dożywocie w ulicach i murach grodu.
Doczekał się wielu pociech. Do zmartwień nie miał powodu.
Na nic właściwie nie liczył. Czasy nie były bogate.
Grał, uczył, czasem przećwiczył i zbudowano mu klatę.

Klatka to słowo zbyt mikre. Klata sens lepszy oddaje,
gdy wszystko staje się przykre, wyśmiewa ktoś obyczaje.
A miasto było królewskie. Z tych królów dawnych - prawdziwych,
więc pasji dostało szewskiej, gdy widz się zmianą zadziwił.

Kościół na łamach Dziennika zagroził ekskomuniką.
Publika wniosła w okrzykach, że już nie będzie publiką.
Uciekły szczury z kanału. Zmieniły zapach piwnice.
Ogiery dostały szału. Śluby złożyły dziewice.

Tylko Minister Kultury, który pieniądze wyłożył.
Cieszył się. Skakał do góry, że takiej przemiany dożył.
Był właśnie czas rekonstrukcji i władza zmieniała maski.
Uległo wszystko destrukcji. Potrzebne były oklaski.

Był teatr, lecz opustoszał. Aktorzy kpili z nieszczęścia
i tylko bezdomny kloszard nocował tutaj po przejściach.
Owacje szybko ucichły. Oklaski zgasiły gwizdy.
Recenzje krytyków znikły. Nikt nie chciał oglądać [ ingerencja cenzury].

Bo gdyby to chociaż była przecudna z rządu blondynka.
(Te oczy, uśmiech, rumieniec, perfumy, dobrana szminka),
to każdy wyniósłby z tego emocje przybytku sztuki,
lecz pokazano trupiarnię, a w rządzie, reszta - nieuki.

Po słoninkę




 









Mamy teraz taką porę,
że słoninka dla sikorek
staje się konieczna.
Gromada niegrzeczna
zagląda do okien.
Można cieszyć się widokiem
wielobarwnych ptaszków.
Głodnym okiem z daszku
patrzą na nie wrony
i srok poruszonych
także nie brakuje.
Czują - zmiana się szykuje
i nadchodzą chłody.
Nie wychodzi z mody
dokarmianie ptaków.
Jeśli nie wesprzesz biedaków -
odlecą nam stąd.
Na płocie siadł cały rząd.
Spogląda i czeka.

Nie przeżyłby tutaj zimy
bez wsparcia człowieka.

wtorek, 19 listopada 2013

W zastępstwie



 






Ludzkim gestem jest udział w pogrzebie.
Solidarność pokaże i żal.
Tym na ziemi i może tym w niebie
I nam samym, patrzącym w dal.

Każdy kondukt nas w jutro prowadzi.
Za matkami idziemy łatwiej.
Pożegnania potrafią zgromadzić
Wszystkich starszych i młodych i dziatwę.

Potrzebują naszego zastępstwa,
Którzy wcześniej stąd odejść musieli.
Potrafimy powstawać po klęskach.
Nad czerwonym tu jasność rozbielić.

Jedno brzemię nas wszystkich przygniotło.
Jeden żal ciąży. Jedno wspomnienie.
Pożegnajmy matczyną samotność
Pamiętając synowskie cierpienie.

Latarnia



 















Znikła latarnia z ciemnej ulicy.
Zauważono, że była.
Chcą ją przywrócić. Nie żyć w ciemnicy.
Co noc im przecież świeciła.

Nikt się dotychczas nie zastanawiał,
jak bardzo była potrzebna
i kto ją kiedyś w rzędzie ustawiał.
Nie była tu przecież jedna.

Teraz, gdy znikła, pytają wokół:
Kiedy się znowu pojawi?
Trudno się ludziom poruszać w mroku.
Chcą pozostałe przestawić.

Światło być musi w ciemnej ulicy.
Nie jest istotne co świeci.
Czasem coś znika z nieznanych przyczyn.
Ktoś coś usunąć poleci.

Inne rozbłysnąć tu miału jaśniej
i miało nie być problemu.
Wszystko zastąpić można, gdy gaśnie
i wytłumaczyć mądremu.

Miasto się zmienia. Noce są inne.
Inna uliczek uroda.
Dawne kłopoty - dziś są dziecinne,
a starych latarni szkoda.

poniedziałek, 18 listopada 2013

Histerycy



 








Posłuchałem ich wywodu.
Mówią, że nie ma narodu.
Naród to pojęcie sztuczne.
My jesteśmy osły juczne.

Historycy - przewodnicy.
Znawcy dworów i ulicy.
Zatroskani o nasz kraj.
(Tylko im mikrofon daj.)

Oni piszą i drukują.
Wydają. Deliberują.
Przekonują samych siebie,
a my o wodzie i chlebie.

Kluby. Grupy i elita.
Myśliciele. Sama świta.
Polska jest - Narodu nie ma!
To ich problem! To ich temat!

Czarnoksięstwo czarnych wizji
z internetu, z telewizji.
Wszystkowiedzy, mądrogłowy.
Nasz puls, lecz nie narodowy.

Naród to pojęcie sztuczne?

Wiatru granie




 








Jesień. Trwanie. Wiatru granie.
Chmurne niebo. Chmurne czoła.
Kometa. Oczekiwanie.
Dym się snuje. Trąbka woła.


Mam, ale nic z tego nie ma.
Powtarzany stale temat.
Jak się nie dać? Jak przetrzymać?
Wyzysk. Kryzys. Idzie zima.

Myśl ta krąży w gabinetach
i wzrok skupia na gadżetach
świadczących o posiadaniu.
Trzeba jakoś wytrwać w trwaniu.

Mam, ale nic z tego nie ma.
Umęczyła rząd ekstrema.
Zieloni weszli na dach.
Idzie zima. Kryzys. Krach.

Myślą o tym w "bezpieczeństwie".
Jest metoda w tym szaleństwie.
Przeciwnika dobrze znamy,
lecz właściwie tylko trwamy.

Kiedy ranne wstały zorze,
pomyślano - wciąż jest gorzej.
Mamy, lecz nic z tego nie ma.
Niedostępna wciąż antena.

Czarna tęcza. Na obręczach
skupili myśl dziennikarze.
Idzie zima. Kto przetrzyma
taką karuzelę zdarzeń.

Rekonstrukcja nieodzowna.
Jak zdążyć przed pierwszym śniegiem.
Jak tej zimie się nie poddać?
Ktoś wie może, lecz ja nie wiem.


Jesień. Trwanie. Wiatru granie.
Chmurne niebo. Chmurne czoła.
Kometa. Oczekiwanie.
Dym się snuje. Trąbka woła.



 

Moskwa - Pietuszki




 








Zakaz importu marchewki
uderzył we mnie jak grom.
Zdecydowany i krewki.
Pietruszce powiedział - Won!

To koniec. Wysiadka! Pietuszki.
Już dalej się nie pojedzie.
Dotychczas to były igruszki.
Co o tym myślisz sąsiedzie?

I nie bądź już taka rura!
I kurkiem nie bądź na dachu.
Tu inni są ludzie, kultura.
Narobisz sobie obciachu.

To koniec. Wysiadka! Pietuszki.
Zabieraj marchewkę i kijek.
Kawałki blach wypuść z puszki.
To nie jest przecież niczyje!

To wszystko na ślepym jest torze,
a ludzie czymś jeździć muszą.
Pietruszka nic nie pomoże
dopóki lody nie ruszą.

Do przesytu



 










Kiedy chcą, by było głośno - milczę,
bo poznałem za komuny ich metody wilcze.
Kiedy chcą żebym się zamknął - krzyczę.
Kiedy im pomysłów brakło - piszę.

Wciąż opieram się naciskom, nieudolnym próbom,
bym powielał ich głupoty i został ich tubą.
Skąd się bierze ta przekora oraz rozeznanie?
Od lat zawsze powtarzają swe numery tanie!

Prowokacja, wybuch, metro, lub Wisła się pali.
Pękła rura, gazu chmura, pociąg się rozwalił.
CeDeT, tunel, zapadlisko, Rotunda i tama.
Gdzieś daleko, albo blisko. Śpiewka wciąż ta sama.

Potem bywa zmiana rządu, władzy rekonstrukcja.
Pomożecie? Luz w gorsecie - prawie rewolucja.
Polowanie. Ukaranie. Publiczne procesy.
Od dawna znam to na pamięć. Mam już tego przesyt.

Uchodźcy



 











dedykowany Tarekowi Elayneni  (inspirowany jego wierszem)

Czas przekreśla terminy powrotu
i nalega - zapomnij swe imię.
Swoją przeszłość utracić bądź gotów.
Lęk, zwątpienie zostawić chce przy mnie.
Porty marzeń pustkami dziś świecą,
a nadzieja złamane ma maszty.
Czarne myśli. Czy kiedyś odlecą?
Czy powrotu spłynie na mnie zaszczyt?
Pusty dom niecierpliwie wciąż czeka.
Moje jutro chce skończyć się dzisiaj,
a marzenie w pożodze ucieka.
Mała iskra tylko w duszy tli się.
Boża Matko z Wszystkimi Świętymi
czy Wy także schronienia szukacie?
Czy wraz ze mną i mnie podobnymi
porzuceni się w świecie tułacie?
Przy Księżycu czerwone lśnią gwiazdy.
Wiele rąk ma dziś kolor purpury.
Wciąż chcę wracać. Nie dla mnie wyjazdy.
Lepsza śmierć niż ten obraz ponury.

Cóż dla świata znaczy dziesięć tysięcy
albo sto, a nawet miliony,
lecz niech tylko mamona zabrzęczy
już cielcowi oddaje pokłony.
Coraz mocniej natura uderza.
Wciąż silniejsza - ostrzega i gniecie.
Człowiek ma tylko tarczę pacierza,
ale sumień już braknie na świecie.

niedziela, 17 listopada 2013

Bez serc nie ma pamięci!



 








Zamordowała IPN
zwyczajna grafomania.
Cieniutkich książek długi tren
ma zęby jak pirania.
I tylko nie ma w nim uczucia
i nie ma zamyślenia.
Na tylu sprawach, tylu ludziach
stos druków legł jak ziemia.

Czas znowu wyrok im odczytał
w procesie kapturowym.
Refleksją żadną nie zaświtał.
Nie wszedł ludziom do głowy.
Nie było może iskry bożej.
Pieniądz ją ciężki zgasił.
Strzelano słowem, jak z przyłożeń.
Kryzys odbiór wytracił.

Zamordowano znowu pamięć.
Spędzono ją na rynek.
Szalała pazerności zamieć.
Nie trafił się rodzynek
I duch się żaden nie odrodził
w wydawnictw szklanych oczach.
Od społeczności go odgrodził
sztampowy mur pomrocza.

Zamordowało IPN
zwyczajne beztalencie.
Cieniutkich książek długi tren
nowym mu grobem będzie.
Kopcem ludzkiej obojętności.
Stosem zwykłej niechęci.
Pamięć to życie! Nie gra w kości!
Bez serc nie ma pamięci!


Przedbiegi



 















Ruszyły przedbiegi.
Zwierają szeregi,
a szanse na wybór marniutkie.

Etaty w Brukseli
ulica przemieli.
Już widzą żałobną obwódkę.

Pół roku - niewiele.
Przyrosły fotele.
Już listy wędrują na haczyk.

Westalki. Lojalki.
Wywiady, przymiarki.
A kogo pan prezes wyznaczy?

Brutusy i Plusy.
Uśmieszki. Bonusy
i róże przypięte do tęczy.

Nie kupuj u żyda!
Tu język się przyda!
Zegarek gdzieś schowaj, bo brzęczy!

Kampania i kasa.
Pożywi się prasa.
Kolejki są do mikrofonów.

Już lęk się obudził.
Kto tutaj tłukł ludzi?
Policja! Nie mędrcy salonów!


sobota, 16 listopada 2013

Zmierzch



 









Wczesny zmierzch. Nadchodzą chłody.
Coraz dłuższe są wieczory.
Do zmartwień rosną powody.
W polityce złe humory.

Nie ma śmiechu pod dyktatem,
gdy złośliwość płynie z góry.
Jedni wiedzą - To ostatek.
Drudzy twierdzą - To są bzdury.

Szary człowiek z niepokojem
na rachunki swe spogląda.
Marsze. - Przebój za przebojem.
Rzeczywistość źle wygląda.

Cena trzyma ludzi w domach.
Widowiska się skończyły.
Smutne państwo na salonach.
Poddani opadli z siły.

Zamyślenie na kazaniach.
Ulice w bulgocie piwa.
Wiele jest oczekiwania.
Trudno taki czas nazywać.

Jeszcze tydzień do Adwentu.
Jeszcze rekonstrukcje, szczyty.
Jeszcze hucpa elementu.
Jeszcze uśmiech hipokryty.

Wczesny zmierzch. Nadchodzą chłody.
Coraz dłuższe są wieczory.
Polityczne korowody
ciągną w zimę system chory.

piątek, 15 listopada 2013

Zapałeczka















Swoją dumkę na dwa serca ślą Zbawicielowi,
bo ktoś się nad nimi znęcał, zgwałcił ich i pobił.
Przez to grali w pornofilmach pracowite role,
a teraz do Zbawiciela zanieśli swą dolę.

Poszedł z nimi niosąc bukiet ambasador szwedzki,
bo pamiętał, jak go wtedy rozbolały plecki
i przez całe swoje życie obnosił się z bólem
wciąż pomstując na obrońców i na Jasną Górę.

Prezydent go nie przeprosił. Nie dostanie Nobla.
Teraz skargę swą zanosi: "Polska jest niedobla!"
Wniesie skargę do Strasburga. Chce odszkodowania.
Do dziś tęczę ma na tyłku. Tęcza nie jest tania.

Zrozumieli pederaści po odbyciu kary,
że ich wina się nie kończy. Odwet nie ma miary.
Tysiąc pięćset kwiatków przyszło. Wniosło swe żądanie.
Zbawiciel ma widzieć tęczę. Tęcza pozostanie!

Pierwsza Hania głos podniosła. Byłam w wehikułach,
a sprawa nie była prosta. Mocno ją odczułam!
Skoro już mnie zostawiono na stołku w Warszawie.
Pod Kościołem Zbawiciela półkole wystawię!

Kibicował tej oracji marsz starych lesbijek.
Będzie tęcza! Ja zaręczam i w gówienku kijek!
I choćby nam oryginał pryskał w okulary -
przypomnimy wam zapisy w Testamencie Starym.

Za to wszystko ktoś nam dzisiaj powinien zapłacić.
Będzie tysiąc razy tysiąc! - Jesteście bogaci!
Przyznacie to spadkobiercy, że my wierzyciele!
Tęcza będzie was zamęczać przy każdym kościele.

Nikt nie wiedział o co chodzi. Myślał - Podpalenie?
Sprawa jest groźniejsza, większa - Zamiar i Zniszczenie.
Zaplanował wszystko dobrze knur Koryntu cór.
Wyciągną teraz organy przed chłopięcy chór.

Jeśli tego się nie przerwie, śpiewka będzie długa,
aż się pod jej tonem ugnie furia i posługa.
Zapłaciła Ameryka. Świat cały zapłacił.
Jedna mała zapałeczka. Wiele można stracić.

Nie ufaj jesieni



 








Nie ufaj jesieni, gdy chłodna i zła.
Wszystko może zmienić i przerwać co trwa.
Nie ufaj za bardzo. Nie bardzo jej wierz,
bo promień słoneczka zagasi ci deszcz.

Już promień wolności
chciał zagasić kul deszcz.

Nie ufaj ochronie, że radę złu da.
To jeszcze nie koniec i marsz dalej trwa.
Nie ufaj zbyt wiele. Nie bardzo jej wierz,
gdy dym wciąż się ściele, a psy stoją wszerz.

Dymu było wiele.
Przez tłum przeszedł dreszcz.

Nie ufaj parkanom. Na okna wciąż patrz.
Tam stoją za ścianą. To oddział nie nasz.
Nie ufaj takiemu, co skrywa swą twarz.
On dobrze wie czemu zatrzymać chce marsz.

On służy obcemu,
a ty prawo masz!

Nie ufaj jesieni. Wciąż toczy się gra.
Wszystko może zmienić i przerwać co trwa.
Nie ufaj komunie. Pewnością nie grzesz.
Na pewno rozumiesz, skąd oskarżeń deszcz.

Pokonać ich umiesz!
Pamiętaj i wierz!

Oba lewe kamaszki



 








Oba lewe kamaszki lekko wchodzą do czaszki
i spływają z niej do rozporka.
Teatralne igraszki. Łatwo zdjąć fatałaszki.
Wyobraźnię wyciągnąć z worka.
Gdy to robisz w świątyni, toś z przybytku uczynił
zwykły burdel. Ze sztuki potworka.
Jesteś wielkim artystą, który rozmachem błysnął.
Starych widzów zaprosił na portal.
Scena jest stara. Znana, ale nie ma już Pana.
Odtrąbiono śmierć Tadeusza.
W krypcie seks to nie banał. August wpuszcza w kanał.
Tolerancję widowni wymusza.
To świństewko maleńkie niepotrzebnym się lękiem
odbijało w nobliwym Krakowie.
Będzie drzewnianym sękiem, a reklama wydźwiękiem.
Modrzejewska przewraca się w grobie.
Kopiec wielki jak góra. Kryzysowa kultura.
Kozia bródka. Spojrzenie szatańskie.
Obłęd i trzecie żony. Wraca Strinberg zmieniony.
W Ministerstwie nastroje szampańskie.
Smutna mina Gowina. Źle się sezon zaczyna!
Forsa płynie tu za pacjentem.
Musi być premierowo, ale nie narodowo.
Przedstawienie dla władzy. Zamknięte!
Dziwny gust Augusta. Ludzka bywa rozpusta.
Sztandarowe jest: "Róbta co chceta!"
Sztuka nie chce dziś listka. Jest zadanie. Artystka.
I do tego jest zdolna kobieta.




 

Powołany



 







Gust, debatę - wziął na klatę.
Odegrał pieprzenie.
Potem poszedł po wypłatę.
Teatr wam odmienię!

Będzie zdrojem i przebojem,
a nie starą budą.
Konfrontacji się nie boję!
Bijcie brawo cudom!

Dobra scena granic nie ma,
przebije agencję.
Narodowy będzie temat!
Wiwat preferencje!

Chociaż Stary - jeszcze może!
Zaręcza wam Klata!
Mówicie: - Nie było gorzej!
Mówcie! Mi to lata.

Zmiotka




 







Przetrwamy mediów wrzask
i to, co ma nas spotkać.
Zapewniam wszystkich was,
że usuniemy kmiotka.

Porządków idzie czas.
Przydałaby się zmiotka.
Mają z tym ambaras.
Już wiedzą, co ich spotka.

Taka jest wola mas.
Nie jest to wcale plotka.
To już ostatni raz.
Sprzedaży hit to zmiotka!

Wynik już każdy zna
przedwyborczego totka.
Przeminie passa zła.
Przebojem będzie zmiotka!

Pożegnań idzie czas.
Dziękuję i kapotka!
Zmiotek urośnie las!
Nie ma lepszego środka.